Co ci pozostało? Płacz i zgrzytanie zębów? Chyba tak.
Bo nie chciałaś tu zostać ani chwili dłużej niż było to
konieczne. Gdy wraz z przerwą świąteczną dobiegł końca twój kurs we włoskiej
restauracji, mogłaś wracać do domu. I mimo bezpiecznego azylu, jaki dawał ci
Dragan, zdjęć z obitą twarzą Cristiana i podpisem: „sprawca pobicia włoskiej
gwiazdy siatkówki wciąż nieznany”, nie potrafiłabyś przemierzać uliczek
Maceraty bez wspominania tego co tu się wydarzyło.
A on już nie zadzwonił. Nie przyszedł, choć dobrze wiedział
gdzie jesteś. Uznałaś że to dość wymowny sygnał. I że czas wracać do domu. Do
Polski.
Mokre oczy Dragana i jego braterskie ramiona zaciskające się
wokół ciebie na lotnisku to zbyt wiele. Po tym wszystkim co dla ciebie zrobił,
nie chciałaś go tracić. Ale tak musiało być. Twoja włoska bajka zmieniła się w
koszmar i tylko ty mogłaś odmienić jej zakończenie.
- Przepraszam, Cyntia- szepnął i jeszcze raz mocno cię
przytulił.
- Dragan, przecież to nie twoja wina.
- Moja. Nie powinienem był do tego dopuścić. Mam nadzieję że
kiedyś tu wrócisz- przymknął oczy, wiedząc że to życzenie nigdy się nie spełni.
- Daj spokój. Przyjedziesz do taty i wtedy się zobaczymy-
mruknęłaś w jego ramię, chcąc ukryć kapiące po policzkach łzy. A on nic nie
mówiąc, bo słowa były zbędne, otarł słone krople kciukami i uśmiechnął się
smutno.
„Żegnaj”- rozbrzmiewało w twojej głowie, gdy spoglądałaś na
malejące z każdym podniebnym kilometrem miasto. Włoska metropolia, w której przeżyłaś swoją
pierwszą miłość. Toksyczną, porywającą i wyniszczającą.
*
I wiodłaś dalsze życie w ponurym nastroju i cichości serca.
Twoi rodzice przeszli do porządku dziennego nad tym że nie wspominasz o
włoskiej przygodzie. Wystarczyło im, że wróciłaś na studia i złapałaś posadę w ekskluzywnej
restauracji. Jedynie dzwoniący co tydzień Dragan wiedział, co dzieje się w
twoim sercu. A ty zbywałaś kolejnych adoratorów, którzy wyskakiwali obok ciebie
jak grzyby po deszczu, wietrząc odmienioną, kobiecą Cyntię.
Nie zapomniałaś go. Z lubością czytywałaś doniesienia o cristianowych sukcesach, wszechobecnych w kolorowej prasie. Katowałaś się jego zdjęciami, a twoje serce krzyczało, znów
rozdzierane na małe kawałeczki. Ale było warto. Bo właśnie o to chodziło- by choć przez moment poczuć prawdziwego Cristiana. Nawet jeśli była to głęboka nienawiść i cierpienie podszyte grubą
tkaniną wylanych łez.
A gdy minęło już dostatecznie dużo czasu, byłaś w stanie
przygotować niespodziankę dla twojego najlepszego przyjaciela i przylecieć do
Maceraty na jego 26 urodziny.
I stanęłaś w Draganowych drzwiach a walizka wypadła ci z
ręki, gdy otworzył uśmiechnięty Cristian.
Nic nie było w stanie powstrzymać purpury, wypływającej na
twoje lico. A dobiegający z daleka głos Michaeli i natarczywe: „kochanie, kto
przyszedł?” sprawiło że ugięły się pod tobą nogi. I coś na kształt wielkiej
guli urosło ci w gardle, utrudniając oddychanie. Jego czarne oczy zapłonęły tym
samym żarem co zawsze na twój widok a usta uśmiechnęły się najpiękniej jak
tylko potrafiły, rozrywając twoją duszę na krwawe strzępy. Po raz kolejny.
I tak oszołomioną zobaczył cię Dragan. Nic nie mówiąc,
podszedł i mocno przytulił twoje rozedrgane ciało. „Będą mieli dziecko,
pobierają się” dudniło w twoich skroniach, tętnice odchodziły od zmysłów a
paznokcie powędrowały do ramion, zaciskając się na nich boleśnie.
Ale ten ból sprawiał przyjemność i ukojenie.
- Jak ty możesz to znosić, Dragan.- szepnęłaś, odwróciłaś
się na pięcie i chciałaś odejść. Ale tym razem ci nie pozwolił.
- Wyjedź ze mną, Cyntia. Napiszmy własną bajkę na drugim końcu świata w Rosji.
I pojechałaś.